Nabożeństwa

Święta Liturgia

Środa - 9.00 (Uprzednio Poświęconych Darów)
Piątek - 17.00(Uprzednio Poświęconych Darów)
 Sobota  9:00
Niedz.  7:00,  8:30,  10:00  

Modlitwa za dusze zmarłych

Pon. - Sob.  9:00

Akatyst

Środ.  17:00


Listy do młodszego brata (6)

12.11.2013

Jesień i komputer

Zimno, co nie?... Ale za to jak ładnie się zrobiło, prawdziwa złota jesień. Zresztą Ty zawsze mówisz, że lubisz taką pogodę, i że w ogóle wolisz, jak jest chłodno.  Ja tam, co prawda, wolę, jak jest ciepło, choćby nawet gorąco. No, ale w taki dzień, jak dziś, jeszcze przy sobocie, to tylko wypuścić by się gdzieś do lasu, wyskoczyć na wieś, uciec trochę od miasta. Zdawałoby się, jeszcze tak niedawno prawie co niedziela gdzieś się wyjeżdżało – na rower, albo gdzieś dalej, pociągiem. Teraz – ciągle „nie ma czasu”; albo mnie „coś wypadnie”, albo Tobie, zresztą kiedyś to nawet w takich sytuacjach każdy z nas bez wahania zakładał dobre buty i robił wypad w ulubione miejsce, a jeszcze chętniej – w nieznane.

A teraz?.. Latem – przeważnie za gorąco, a wiosną mokro; jesienią zimno... Jeszcze niedawno sami byśmy się z tego śmiali. Pamiętam, jaki byłeś wściekły i zdumiony, kiedy w ostatniej chwili Michał powiedział Ci, że nie pojedzie z Tobą w góry, bo doszedł do wniosku, że skoro ma, jak powiada, „wolną chatę”, to musi skorzystać z okazji i „poszaleć w internecie”. Całe dwa tygodnie, w lipcu!
Ano właśnie. Obaj nie wierzyliśmy, że taki normalny facet może wpaść tak na serio w szpony nałogu i stać się intermaniakiem. Bo wtedy był to u nas jeszcze naprawdę dosyć egzotyczny, rzadki rodzaj obłędu. Ale nie dziś; dziś to sami czujemy się zażenowani, gdy jeden drugiego zastanie na wielogodzinnej „sesji” z oczami wlepionymi w monitor. I nie ma już właściwie takich spraw w życiu, w które nie dałoby się tego nieszczęsnego internetu wetknąć. Byle pretekst: sprawdzić autobus, porównać ceny, coś zamówić – no przecież same korzyści! Sami obaj parę tygodni temu prawie dosłownie chórem powiedzieliśmy to samo zdanie: „Właściwie wszystkie ważne rzeczy można już dziś znaleźć w internecie”.

Nasi „postępowi” znajomi przeważnie na to reagują z entuzjazmem:
„A widzisz? Przekonałeś się, że już nie ma co zachowywać się, jak człowiek w bardzo średnim wieku (czyli średniowieczny) i dać spokój z przesądami. W naszych czasach, w dwudziestym pierwszym wieku, najważniejsze są trzy rzeczy: internet, telefon komórkowy i samochód. Zresztą samochód już nie tak do końca, bo te dwa pierwsze mogą w wielu wypadkach go zastępować. I minęły już czasy, żeby normalni ludzie – no, chyba że są chorzy – no więc, żeby normalni ludzie mówili, że „świeckie” (a tak naprawdę – ateistyczne) podejście do życia jest gorsze niż chrześcijańskie. Jest na odwrót: rozsądny, wykształcony człowiek nie będzie publicznie przyznawał się do tego, że jest praktykującym chrześcijaninem – w niektórych nowoczesnych krajach jest to wręcz zakazane. W każdym razie dziś ani ksiądz, ani ojciec czy matka nie są autorytetem. Autorytetem jest rynek, media i internet. I dobrze, że przestajesz dziwaczyć – sam zrozumiałeś: „wszystkie ważne rzeczy można dziś znaleźć w internecie”.

I właśnie tu jest pies pogrzebany. Tak się mówiło w dawnych czasach, kiedy jeszcze nie istniał internet.  (Dziś załatwiają to krótsze frazy, np. Dokładnie! –  słówko, które jest karykaturą amerykańskiego exactly; swoją drogą w angielszczyźnie,  jak wiesz, ono nie jest wcale takim językowym „fastfudem”, jak to nasze żałosne dokładnie).  W tym właśnie sęk – żeby wmówić sobie albo innym, że to, co przekazuje internet – to jest właśnie w s z y s t k o  to, co jest  w s z y s t k i m potrzebne. Jak w tych reklamach dla dzieci, które ciągle obiecują wycofać z telewizji, ale jakoś nijak nie mogą: Twoje dzieci chcą, żebyś im kupiła „N”!... Twoje dziecko nie będzie szczęśliwe, jeśli nie będzie codziennie wypijało soku „ABC”!...   W s z y s t k i e mamy, które chcą szczęścia dla swoich dzieci (albo na przykład piesków), kupują im „XY”!...  Zbliża się Gwiazdka – Mikołaj obdaruje Waszą Rodzinę!… (Ten rzekomy „Mikołaj” to tak naprawdę kuzyn Wielkiego Brata, który nie tylko wszystko wie za innych, ale też zmusi tych innych, żeby robili tylko to, co on uznaje za stosowne; a to, że on nie tylko nikogo nie obdaruje, a wręcz przeciwnie – zmusi do kupowania rzeczy bezwartościowych, wmawiając, że nic ci nie jest tak potrzebne, jak właśnie pudełko z korbką do krojenia buraczków za sto dwadzieścia złotych po cenie promocyjnej)... „No dobra – denerwujesz się. – Wróć do rzeczy: a właściwie to czego niby nie ma w internecie?..”

Na to pytanie nie jest chyba tak łatwo odpowiedzieć.  Ale spróbuję być zwięzły. Odpowiem banalnie, ale to, co jest banałem, jest też i  p r a w d ą .  W internecie – nie ma życia. I nie ma w nim ani odrobiny tajemnicy, intymności, pokory. Nie w sensie samobiczowania czy poczucia niższości – to można znaleźć. Pokory w sensie z d r o w e g o  i  m ą d r e g o poczucia ludzkiej ograniczoności – które bynajmniej nie zubaża człowieka, lecz  przeciwnie –  skłania go do zwrócenia się ku Bogu i duchowości.
Jest taki świetny film Kieślowskiego, jeden z najlepszych. Pamiętasz? Pierwszy z cyklu „Dekalog” – a więc o tym, że nie będziesz miał bogów cudzych przede mną… Nie będę Ci od początku opowiadał, powinieneś obejrzeć to na spokojnie, co najmniej raz.  W każdym razie tam jest facet, który wpaja w swojego dzieciaka niewiarę w Boga i wiarę w nieomylność komputera. Kończy się tragicznie; ale widzowie myślą, że ich to nie dotyczy, bo oni są „tymi mądrymi”, którzy we wszystkim mają umiar i do wszystkiego mają dystans. To tak samo, jak narkomani, którzy na początku mówią, że palą, bo lubią, a nie dlatego, że są uzależnieni.

Podobno filozof Sokrates mawiał: Wiem, że nic nie wiem. Młodym dzieciakom wydaje się to śmieszne, a nawet głupie… Ktoś inny wyjaśnił, o co tu między innymi chodzi – mówiąc, że filozofia rodzi się ze zdziwienia.  Przekładając to na nasze życie codzienne: ma szansę być mądrym ten człowiek, który zrozumiał, że nic nie jest – i nie będzie – poznane do końca, zwłaszcza  t o , c o  n a j b a r d z i e j  z a s ł u g u j e  n a  p o z n a n i e .

Spróbuj to przemyśleć.

PS. List piszę na komputerze. I wysyłam Ci mailem (jak widzisz)! Ale po obiedzie, o piątej – czekam na Ciebie na przystanku: jedziemy do Lasu Młocińskiego.  Niby jest w mieście, ale to prawdziwy, ładny las.


GS
 

do góry

Prawosławna Parafia Św. Jana Klimaka na Woli w Warszawie

Created by SkyGroup.pl