Nabożeństwa

Święta Liturgia

Środa - 9.00 (Uprzednio Poświęconych Darów)
Piątek - 17.00(Uprzednio Poświęconych Darów)
 Sobota  9:00
Niedz.  7:00,  8:30,  10:00  

Modlitwa za dusze zmarłych

Pon. - Sob.  9:00

Akatyst

Środ.  17:00


Opowieść o Cerkwi Słowiańskiej (7). Krakowska metropolia słowiańska

31.12.2020

Jej istnieniu zwolennicy opcji łacińskiej zaprzeczali, zaprzeczają i pewnie jeszcze długo zaprzeczać będą. Bo jeśli istniała – a w świetle współczesnych odkryć historycznych i archeologicznych jest to oczywiste – to znaczy, że tzw. mieszkowy chrzest Polski, jest tylko czczym wymysłem. Jaj powstanie, jak już powiedziano, związane było z upadkiem Wielkich Moraw z początkiem dziesiątego wieku. Choćby tylko taki dowód: do dziś istniejąca niedaleko Wiślicy wieś Morawianki, gdzie jak miejscowa tradycja głosi i „stariki” opowiadają, Morawiany mieszkali, ale gdzieś ich wzięli. Gdzie wzięli nie wiadomo, ale że żyli – rzecz pewna. I nawet pierwszy etnicznie polski słowiański święty, czyli św. Świerad się w niej urodził.

Terytorium metropolii obejmowało mniej więcej ziemie wiślańskie. Ciągnęło się więc od Wrocławia przez Kraków, Wiślicę, Sandomierz, Lublin, do Przemyśla i Włodzimierza Wołyńskiego. Niektórzy dodają nawet ziemię halicką. Pierwszym metropolitą, z godnością arcybiskupa, był oczywiście Gorazd (w Wiślicy czczono go wiekami, pamiętając o nim szczególnie 17 lipca), a większość wymienionych miast stanowiła biskupstwa. Możliwe, że były i inne, ale w tej akurat kwestii źródła zniszczono na tyle dokładnie, że nie sposób być tutaj precyzyjnym.

Siedzibą metropolii był więc Kraków i dzięki Gallowi zaprzeczyć temu trudno, gdyż podał on w swej kronice, że w mieście owym, oprócz metropolii łacińskiej, istniała również słowiańska. Mamy ponadto zapis, że w czasach Chrobrego na Wawelu obok łacińskiej katedry św. Wacława, stała słowiańska św. Michała. I stoją sobie do dziś, choć oczywiście tabliczki informacyjne oraz przewodnicy opowiadają o tym inaczej. Poza tym, jak pisał Kadłubek, św. Wojciech zginął pomiędzy dwiema infułami czyli katedrami, a jak wiadomo, w jednym mieście dwóch biskupów tego samego obrządku być nie mogło i nadal nie może. I stan taki istnieć musiał co najmniej do zjazdu gnieźnieńskiego w roku 1000, gdy Chrobry postawił na kartę łacińską i latynizację obrządku słowiańskiego nakazał.

Rocznik Biskupów Krakowskich pod datą 972 wymienia Prochora, a po nim Prokulfa (zniemczone imię Prokop), a więc Słowian, bo przecież łacinnicy takich imion nosić nie mogli. Wspomina Gall również i o tym, jak po śmierci Chrobrego opłakiwali go wyznawcy obu obrządków. Podziwiać ponadto możemy na tymże Wawelu rotundę świętych Feliksa i Adaukta z VIII/IX wieku, którą Długosz zwie rotundą Najświętszej Marii Panny. Jeszcze wcześniej nosiła zaś wezwanie św. Marii Egipcjanki.

Poza Wawelem zabytków metodiańskich także nie brakuje, ale wspomnę tu tylko o trzech. Na płycie rynku, w tym jego kącie, z którego zaczyna się droga na Wawel, stoi kościółek św. Wojciecha, który w dziewiątym wieku był cerkwią słowiańską. W dzielnicy Krzemionki kościółek św. Benedykta stoi, bardzo rzadko dziś używany. Jego fundamenty ukazują nam fragmenty rotundy morawskiej, z pałacem (palatium) dodatkowo przybudowanym. I wreszcie Zwierzyniec, na którym kościół o dziwnym wezwaniu św. Salwatora króluje. A przecież łaciński „Salwator”, to słowiański „Spas”. I wszystko jasne. A jakby jeszcze komuś to nie wystarczało, to jego fundamenty cerkiew w kształcie greckiego krzyża skrywają oraz pozostałości morawskiej rotundy. Zachowały się też szczątki cyrylickiej inskrypcji.

Wrocław z końcem dziesiątego stulecia liczył dziesięć tysięcy mieszkańców (więcej niż Kraków) musiał więc mieć słowiańskiego biskupa. Na Ostrowie Tumskim („tum” to „katedra”) odkryto dwie budowle sakralne (rotundę z palatium). Jedna z nich, wspaniale zakonserwowana i wyremontowana za unijne pieniądze, znajduje się w podziemiach katedry łacińskiej pod jej częścią ołtarzową. Znaleziono też biżuterię morawską z IX/X wieku. Miejscowa tradycja zaś głosi o pobycie w tym właśnie miejscu Apostołów Słowian, którzy mieliby się tutaj zatrzymać. Nie jest to raczej prawdą, ale wskazuje jak głębokie tradycje ich misji zachowały się w tymże mieście.

Starodawny Przemyśl, który słowiańskim biskupstwem był co najmniej od roku 981, również swymi zabytkami zachwyca, a szczególnie dwoma. Pierwszym jest morawska cerkiew-rotunda z dziesiątego wieku, w cześć św. Mikołaja pobudowana, w podziemiach katolickiej katedry doskonale zachowana, ale jednocześnie tak schowana, że jeśli nawet ją znajdziesz, to i tak o co chodzi się nie zorientujesz, bo napisu żadnego tam nie ma. Jest tutaj także bizantyjski krzyżyk-enkolpion. Drugi zabytek to wzgórze zamkowe, na dziedzińcu którego fundamenty dwóch budowli znajdziemy: rotundy i palatium na IX/X wiek datowanych oraz cerkwi katedralnej św. Jana z dziesiątego wieku, w której w dwunastym stuleciu ruskiego księcia Wołodara Rościsławowicza pochowano.

W Sandomierzu z kolei, fragmenty słowiańskiej cerkwi św. Mikołaja znajdziemy, a we współczesnej katedrze, którą tak lubi ojciec Mateusz, pyszne bizantyjskie freski. W końcu niektórzy to właśnie miasto, a nie Kraków, na stolicę słowiańskiej metropolii typują. A tuż obok wioska Klimontów, której nazwa od św. Klemensa, czyli słowiańskiego Klimenta pochodzi.

Oczywiście formuła tego opowiadania szersze przedstawianie tegoż wątku wyklucza, ale proszę mi wierzyć, że w południowej Polsce jest tego typu znalezisk mnóstwo, z reliktami kilkudziesięciu wiślańskich grodów choćby. Wspomnę tylko o jednym, bo niedaleko Wiślicy się znajduje. Nazywał się Stradów, zbudowano go w ósmym już wieku, a mogło w nim być nawet i dwa tysiące chat, i mieszkać dziesięć tysięcy ludzi! Czyli tyle, co w Krakowie czasów Kazimierza Wielkiego.

Nie sposób pominąć też Łemków - wbrew oficjalnej historiografii, która chce ich widzieć jako potomków bałkańskich Wołochów, którzy przybyli w polskie Karpaty dopiero w szesnastym stuleciu – od słowiańskich Białochorwatów się wywodzących i twierdzących, że żyli tu „od zawsze”. A że archeologia tego nie potwierdza? A jakże ma potwierdzać, skoro to lud pasterski był zawsze, w szałasach i ziemiankach żyjący, które już dawno puszcza zarosła? Proszę z resztą zobaczyć, co stało się po kilkudziesięciu latach z opuszczonymi wioskami po Akcji Wisła. Gdyby nie resztki kamiennych piwnic i krzyży, nikt nie domyślałby się nawet, że kiedyś mieszkali tu ludzie. A jak to wyglądało wówczas łatwo się przekonać, gdy w prawdziwej bałkańskiej „stynie” człowiek się znajdzie lub wśród pasterzy kaukaskich.

Nie sposób więc zakwestionować obrządku słowiańskiego w południowej Polsce oraz istnienia tam metropolii przeniesionej z Moraw. I warto sobie zapamiętać, że chrześcijaństwo zachodnie rozwinęło się na tych ziemiach dopiero pod sam koniec dziesiątego wieku, a dokładnie po roku 992, gdy władzę w Polsce objął Bolesław Chrobry. Wcześniej bowiem, za Mieszka, ziemie te do niego nie należały.

I tu mam dla Państwa jeszcze jedną rewelację, czyli obecność obrządku metodiańskiego na ziemiach czysto piastowskich. Ziemiach, które jak każdy podręcznik Wam powie, kolebkę naszej państwowości stanowią i na których przed Mieszkiem ciemny lud w bożki jedynie wierzący ponoć siedział. A tu proszę, odkopali archeologowie zabytki, których wschodnie, przedmieszkowe konotacje okazały się poza wszelką dyskusją i to w takich bastionach piastowskich jak: Poznań, Gniezno, Ostrów Lednicki, Kruszwica czy Płock. I aż podziw dziś bierze, jakich wolt, uników i kombinacji dokonują oprowadzający tam przewodnicy, wsparci naukową machiną oficjalnej historiografii.

Czas więc najwyższy na ziemie piastowskie się udać, ale zanim to uczynimy, na koniec rozważanego tu przez nas wątku, głos niech Karol Szajnocha zabierze, znakomity nasz dziewiętnastowieczny pisarz i historyk: jeszcze za Jagiellonów, w stołecznej diecezji krakowskiej murowany kościół był rzadkością. Zwyczajnie wznosiła się stara, bizantyjskimi kopułkami zgarbiona cerkiew, jak jeszcze do piętnastego stulecia zwano polskie kościoły.

c.d.n.

Paweł Krysa

 

 

do góry

Prawosławna Parafia Św. Jana Klimaka na Woli w Warszawie

Created by SkyGroup.pl