Nabożeństwa

Święta Liturgia

Środa - 9.00 (Uprzednio Poświęconych Darów)
Piątek - 17.00(Uprzednio Poświęconych Darów)
 Sobota  9:00
Niedz.  7:00,  8:30,  10:00  

Modlitwa za dusze zmarłych

Pon. - Sob.  9:00

Akatyst

Środ.  17:00


Iwan Iljin "Plecak"

02.07.2015

To fatalna rzecz, taki plecak. Więcej: to coś potwornego! Ileż to razy próbowałem coś zrobić, żeby był lekki i łatwy do niesienia! Ale nie ─ on zawsze stawia opór. Nie chce. Ma własne pragnienia i jest uparty.

Wszystko przemawiałoby za tym, że mogę go zmniejszyć. W końcu ─ kto tu rządzi, on czy ja? Kto tu ma wydawać polecenia, a kto słuchać? A więc…

Czym jest podróżowanie z ciągłym użeraniem się i męczarniami? Prawdziwym rozczarowaniem. A ten napęczniały, olbrzymi plecak ─ czyż to nie jakaś plaga egipska? Już w tramwaju wyglądam na istotę dwuosobową, nawet oprzeć się o cokolwiek nie można. Przy wsiadaniu wszyscy mnie z jego powodu popychają i wypychają. Aż dziw, że udaje mi się jakoś dostać do przedziału. Zdejmowanie go z grzbietu jest narażaniem stojących obok na utratę życia czy zdrowia. Na górze, na półce, tak bardzo przypomina górę, że aż siedzące w przedziale panie cały czas kątem oka, lękliwie spoglądają w jego stronę. A ten jeszcze wymaga, żebym brał go ze sobą na każdą przechadzkę…

Czym jest podróżowanie bez możliwości skupienia się na tym, co spotykamy na naszej drodze? Niczym. To jest absurd. Tylko strata czasu i daremny wysiłek. No, na przykład, ta cudowna góra, ten „wspaniały ogrom”, „szczyt”, czy jak go tam nazwiemy, ─  co ja z tego mogę zobaczyć? Ze zwieszoną głową, zgiętym grzbietem i ściśniętym sercem idę z tym moim plecakiem i tylko czuję, jak jego paski wpijają mi się w ramiona i jak jego rurki obcierają mi kręgosłup. Jakże ja się mogę duchowo „skoncentrować”, kiedy moje „centrum”, mój środek ciężkości fizycznie przemieścił się w dół i stanowi dla mnie nieznośny balast? Najwyraźniej to właśnie ten karzeł doznaje przyjemności z mojego podróżowania. Bo ja nie doznaję już prawie żadnej przyjemności. A on, ten bałwan, ta poczwara, ten potwór, którego niosę przez życie. Właśnie tak: on sobie fika koziołki, a ja go taszczę na plecach; on rządzi, a ja mu służę, on podróżuje, a ja tylko mu towarzyszę. Jakież to jest męczące, nieznośne, poniżające!

Jednakże dzisiaj w końcu odkryłem, jaki sposób udało mu się sprowadzić mnie do roli swego sługi, i śmiem sądzić, że wkrótce będę w stanie uwolnić się od niego. Rzecz w tym, że pojąłem, dlaczego on nie pozwala na to, żeby go uczynić mniejszym, a właściwie ─ dlaczego ja tego nie rozumiem. Otóż, po pierwsze, ─ ze strachu, a po drugie ─ z powodu przerostu ambicji.

Przecież to ja go pakuję. a przy pakowaniu ─ mówię to najzupełniej szczerze ─ opanowują mnie i dręczą dwie rzeczy. Jedna nazywa się: a jeśli…, a druga: prawdziwy alpinista…I właśnie dlatego on robi się pełny, przepełniony, ogromny.

A jeśli… To oznacza lęk przed wszystkim, co w podróży przypadkowe i niebezpieczne: a jeśli nagle zrobi się zimno, duszno, gorąco, będzie mgła czy deszczMoże mi się zakręcić w głowie, będę miał migrenę, rozboli mnie brzuch, albo stanie się coś innego; a jeśli nagle będę musiał spać pod gołym niebem, wstawać o świcie, wyrzec się ciepłego jedzenia… Przecież wszystko trzeba przewidzieć i zaplanować, żeby czuć się spokojnie i  bezpiecznie…

Prawdziwy alpinista…To taka ambicja ─ mieć poczucie, że jesteś wyposażony, jak prawdziwy alpinista. A tak naprawdę, mówiąc między nami, to ja nigdy nie wybieram się na żadne trudne i skomplikowane wspinaczki górskie. A prawdziwy alpinista tyle rzeczy musi zabierać ze sobą: oskard, toporek, linę i całą masę innych rzeczy. I to wszystko waży, obciąża, przytłacza. A jednocześnie ─ tylko wtedy naprawdę czuję się podróżnikiem, kiedy wyglądam jak prawdziwy alpinista… Wygląd ma przecież chyba jakiś związek ze sposobem istnienia? Czy może nie ma? A co wtedy, jeśli ów wygląd kosztuje tyle zachodu, że już nie starcza sił na samego istnienie?…

O Władco mojego życia! Ileż to rzeczy w podobny sposób musieliśmy dźwigać w swym życiu! Ciągle nam się zdaje, że nie możemy się bez nich obejść; najpierw musimy to wszystko uzbierać, wypracować, zdobyć, zagarnąć, a potem ─ utrzymać, chronić, zabezpieczyć, pilnować. Oczywiście, że nikt nie może tu nam nic zarzucić: mądry człowiek dorabia się i zawsze jest zapobiegliwy. Ale też jasne jest i to, że nikt z nas nie chce pozostawać w tyle za innymi ─ czy będzie to dotyczyło futra, czy motocykla albo czegokolwiek innego.

Co mam począć z tym moim plecakiem?... Już wiem. Wczoraj zrobiłem próbę ─ i udało się: odzyskałem zdolność do koncentracji, przechadzka była cudowna.

No, a co mamy robić z naszym „dorobkiem”, żeby nie stał się naszym właścicielem, a pozostawał naszym pożytecznym narzędziem? Może i tutaj pomoże nam wewnętrzna przemiana i rozpoczniemy wreszcie walkę o wyzwolenie z niewoli świata zewnętrznego ─ od samych siebie?...

Tłum. Jerzy Szokalski

do góry

Prawosławna Parafia Św. Jana Klimaka na Woli w Warszawie

Created by SkyGroup.pl